Perfekcyjnie wyprofilowane zakręty, wkomponowane w idealnie wyrzeźbiony, pagórkowaty teren obsadzony równomiernie winoroślami, z których powstaje wyśmienite wino… Jest tylko jedno miejsce, które przychodzi od razu na myśl – Toskania.
Toskania to miejsce, do którego zawsze warto wracać. Pamiętajcie tylko o jednym: unikajcie jazdy samochodem z wypożyczalni. Za każdym razem, kiedy zdarza mi się być tam autem innym niż Ferrari, kiedy nadchodzi seria pięknie ułożonych lewych i prawych zakrętów równego asfaltu, na który cień rzucają korony cyprysów, mam w głowie jedną myśl: „Pięknie byłoby tu mieć swoje Ferrari…”.
Każde miejsce jest dobre
Piękne drogi to jednak nie wszystkie atuty Toskanii. Dodajmy do tego winnice, które znane są ze swoich produkcji na całym świecie, kuchnia, której nie trzeba reklamować, widoki, które zapierają dech w piersiach – i mamy przepis na doskonały wyjazd, który nie zmęczy nas intensywną jazdą, a zarazem zapewni odpowiednią dawkę emocji. Słowem – idealny wyjazd dla dwojga. Najtrudniejsze w zorganizowaniu każdego wyjazdu jest jego zaplanowanie – logistyka samochodów, rezerwacje hoteli, wybranie odpowiednich restauracji. Na to zawsze trzeba poświęcić mnóstwo czasu i bywa, że rodzi się pokusa, by odłożyć to na jakiś inny, bliżej nieokreślony termin. Na szczęście w przypadku Toskanii szczegółowy plan nie jest potrzebny. Gdziekolwiek pojedziemy w tym regionie, i tak znajdziemy genialne drogi i zapadające w pamięć widoki.
Cel podróży? jest wszędzie!
Najlepiej podróżuje się, mając wyznaczony cel. To może być cokolwiek: urokliwe miasto, zabytkowy kościół, starożytny akwedukt… W Toskanii wszystkiego jest pod dostatkiem. Są miejsca, o których słyszeli wszyscy: Florencja, Siena czy Piza to atrakcje turystyczne światowego formatu. My jednak woleliśmy zobaczyć tę bardziej wyciszoną, nieco mniej znaną stronę Toskanii. Z myślą o dobrym samopoczuciu wszystkich uczestników naszego wyjazdu za cel obraliśmy winnice. Toskania jest dosyć duża, dzieli się na kilka podregionów, z których każdy jest znany ze swych szczepów wina. W ten majowy weekend skoncentrowaliśmy się na regionie Siena.
Start z ronda
Punktem, z którego rozpoczynaliśmy wszystkie wycieczki, było Montalcino – urokliwe miasteczko w cieniu średniowiecznej twierdzy. Widoki z najwyżej położonej części miasta zapierają dech w piersiach. Ale miasteczko i jego okolice znane są też ze wspaniałego wina Brunello di Montalcino. To pierwsze włoskie wino uhonorowane prestiżowym certyfikatem Denominazione di Origine Controllata e Garantita (DOCG), potwierdzającym jego jakość i regionalne pochodzenie. Wytwarzane jest wyłącznie z lokalnego szczepu winogron sangiovese, rosnących tylko na obszarze gminy. Naszą bazą był Castello di Velona, znajdujący się 12 km od Montalcino. Malowniczo położony hotel, otoczonym winnicami i basenami termalnymi wypełnionymi gorącą wodą prosto z głębi ziemi, jest atrakcją sam w sobie. W kameralnym castello znajdziecie esencję włoskiej atmosfery.
Stare kamienne domy porośnięte winoroślą napotykaliśmy na każdym kroku.
Szlak winnic
Przemogliśmy pokusę, by cały wyjazd spędzić w uroczym Castello di Velona, i ruszyliśmy odkrywać kolejne atrakcje Toskanii. Najlepszym miejscem, by rozpocząć naszą podróż, jest rondo w Montalcino. Którąkolwiek stronę wybierzecie, traficie do niezwykłych miejsc. Jednym z nich jest winiarnia Biondi Santi, leżąca w pobliżu drogi na Castelnuovo dell’Abate. Aby zwiedzić tę słynną winnicę, uchodzącą za najlepszą w produkcji Brunello, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja terminu, i to z dużym wyprzedzeniem! Warto jednak podjąć starania, gdyż nagrodą będzie doskonałe wino i mile spędzone popołudnie. Ruszając z Montalcino na wschód, dotarliśmy do winnicy Avignonesi z nagradzanym winem 50 & 50, które degustować można w ogrodzie pośród drzew i kwiatów. Stąd już blisko do Cortony, urokliwego miasta znanego z filmu „Pod słońcem Toskanii”. Zabytkowa Cortona to doskonałe miejsce, aby zjeść lunch i skosztować słynnych włoskich lodów.
Nasza wyprawa zaczęła się i zakończyła w Maranello, gdzie mieliśmy okazję zwiedzić fabrykę Ferrari.
A może morze?
Przeglądając mapy w telefonie w poszukiwaniu nowych tras, ktoś rzucił pomysł, by pojechać nad morze. Wcinający się w Morze Tyrreńskie półwysep Monte Argentario, połączony z lądem wąską groblą, wydawał się ciekawym celem wycieczki. Gdy dotarliśmy do głównego miasta na półwyspie, przekonaliśmy się, że warto było przejechać te 100 km z Montalcino. Porto Santo Stefano to prawdziwa perełka. Położony pod miastem, na stromym klifie opadającym do morza hotel nie zaskakiwał standardem. Ale jego restauracja z wyśmienitymi owocami morza i piękne widoki z okna sprawiały, że mimo wszystko mieliśmy ochotę zostać tam dłużej.
Ostatni punkt
Czasu jednak było coraz mniej, a na liście mieliśmy jeszcze jedno ważne miejsce do zobaczenia. Montepulciano to nie tylko średniowieczne i renesansowe zabytki, ale przede wszystkim wyśmienite Vino Nobile di Montepulciano. Pod miastem można zwiedzać skomplikowany labirynt korytarzy i piwnic z winami. W Montepulciano pożegnaliśmy się z Toskanią i wyruszyliśmy do Maranello. Tam spakowaliśmy samochody do transportu do Polski. Po raz drugi nasze samochody opuściły miejsce, gdzie zostały zaprojektowane, złożone i zrobiły pierwsze „testowe” kilometry. Włochy to ojczyzna Ferrari, lecz mimo to widok czterech Ferrari 488 budził wszędzie entuzjazm lokalnych mieszkańców i turystów. A może to właśnie efekt zamiłowania Włochów do motoryzacji? Nas też cieszyły ich jakże ciepłe reakcje. To wszystko składa się w Toskanii w całość, która sprawia, że pokonywanie kolejnych kilometrów krętych tras jest tak przyjemnym doznaniem. Warto choć raz w życiu wybrać się na toskańskie drogi za kierownicą Ferrari i zażyć prawdziwego la dolce vita.
Tekst i fotografie: Jakub Pietrzak, magazyn La Squadra nr 3