fbpx

Ferrari wygrało nie tylko 24h Le Mans. Tak zaczyna się nowa złota era wyścigów długodystansowych

Znajdujemy się w kluczowym punkcie w historii motorsportu. To właśnie teraz miała się zacząć nowa złota era wyścigów. W tym sezonie z setną rocznicą pierwszego wyścigu 24h Le Mans zbiegł się pierwszy rok działania na pełnych obrotach topowej klasy wyścigów długodystansowych po obydwu stronach Oceanu, czyli Hypercar.

Nadzieje pokładane w tej nowej klasie nie zawiodły. Po latach posuchy w stawce prototypów obserwujemy w końcu zacięty bój pomiędzy największymi sławami wyścigów wytrzymałościowych. Od początku roku dostawaliśmy zwiastuny tego, co nas czeka na 24h Le Mans, czyli czwartym, najjaśniejszym punkcie w liczących siedem rund Mistrzostwach Świata WEC. Walka koło w koło pomiędzy Porsche a Ferrari na amerykańskim torze Sebring brzmi jakbyśmy byli znów w złotej erze wyścigów z lat 60., a połączenie Peugeota, Toyoty i Spa-Francorchamps wyglądają jak składniki na sentymentalny powrót do endurance z lat 90.

Co najważniejsze dla Tifosi, od samego początku tej nowej ery bardzo mocną formę prezentuje zespól z Maranello. Zupełnie nowy bolid Ferrari 499P zgarnął pole position już w swoim debiucie na Sebring i zaliczył podium na wszystkich dotychczasowych rundach. Nieuchronnie zbliżające się zwycięstwo przyszło w najlepszym możliwym momencie: na 24h Le Mans.

Tak naprawdę pozostałe rundy w sezonie WEC można uznać tylko jako przystawkę przed albo deser po tym wyścigu, który bez wątpliwości jest daniem głównym całej serii. Z najważniejszej próby zwycięsko wyszło Ferrari 499P o numerze startowym 51 z załogą w składzie James Calado, Antonio Giovinazzi i Alessandro Pier Guidi. W tym składzie spotkało się wszystko, co było potrzebne do zwycięstwa: szybki i niezawodny bolid oraz solidni, unikający poważnych błędów kierowcy.

Ze względu na zmieniające się warunki pogodowe i dużo wypadków pierwsza połowa wyścigu była chaotyczna. Przez otwierające 12 godzin przynajmniej przez chwilę prowadził każdy z kluczowych rywali Włochów: Toyota, Cadillac, Porsche, a nawet dysponujący wolniejszym autem Peugeot. Z czasem jednak stawka się kurczyła. Jeden z murowanych kandydatów do zwycięstwa, Toyota z numerem 7, została wyeliminowana z jazdy w incydencie. Same wyeliminowały się z niej auta Peugeota i Porsche, które wypadło z toru na – o ironio – szykanie Porsche.

Od tego momentu szybszemu z dwóch Ferrari w walce o zwycięstwo zagrozić mogła już tylko Toyota z numerem 8. Momentami było gorąco: na około sześć godzin przed końcem po wolnym pit stopie w garażu Ferrari rywale z japońskiego zespołu zbliżyli się na zaledwie parę sekund dystansu. Sprawa została jednak przesądzona na 90 minut przed drugim okrążeniem zegara, gdy Hirakawa zblokował tylne koła i uderzył w barierę na Arnage. Toyota powróciła do jazdy, ale naprawa kosztowała dużo czasu. Na tyle, że nie była w stanie zagrozić Ferrari nawet, gdy na zaledwie 20 minut przed finiszem byliśmy świadkami kolejnej nerwowej wizyty w boksach, po której 499P liderów przez kilka długich sekund nie chciało się ponownie odpalić…

Ostatecznie jednak czerwony Hypercar dowiózł zwycięstwo do mety. W ciągu 24 godzin pokonał w sumie 342 okrążenia. Na ostatnim z nich zrównał się z bliźniaczym autem zespołu i obydwa wspólnie dotarły do mety. Ponad 300 tys. osób zgromadzonych na torze i miliony oglądające relację na całym świecie były świadkami sceny, która przejdzie do historii. Ferrari wygrało klasyfikację generalną 24h Le Mans podczas pierwszego startu auta w topowej klasie od równo 50 lat. W 1973 r. zespół Enzo Ferrariego jednak nie wygrał: prototyp 312PB zajął drugie miejsce. Po ostatnie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej w Le Mans musimy się cofnąć jeszcze dalej, aż 58 lat wstecz, do roku 1965, gdy wygrało 250 LM amerykańskiego zespół NART.

To dopiero początek

Historyczny sukces Scuderii Ferrari sprzed paru dni jest o tyle wymowny, że poprzedzony był innym zwycięstwem. Mniej nagłośnionym, a wcale nie mniej ważnym czy spektakularnym. Trzy niedziele wcześniej, 21 maja, w innym wyścigu 24h na kultowym torze Nürburgring Nordschleife pierwszej miejsce w klasyfikacji generalnej zajęło podczas swojego debiutu w tym miejscu Ferrari 296 GT3.

Wyścig w „Zielonym Piekle” uważany jest za najważniejszą próbę długodystansową dla samochodów klasy GT w całym motorsportowym świecie. Od wielu lat był tradycyjnie domeną miejscowych producentów z Niemiec. Zwycięstwo Ferrari przerwało ich passę trwającą aż od roku 2002, gdy to musieli uznać wyższość Chryslera Vipera GTS-R.

W swoim pierwszym starcie na Nordschleife nowy bolid z Maranello należał do ścisłej czołówki lub liderował stawce od samego startu w sobotę. Odpierał ataki kolejno trzech Mercedesów-AMG GT3, a w decydującej fazie wyścigu – BMW M4 GT3. To Ferrari dojechało jednak do mety jako pierwsze, przy okazji pobijając rekord dystansu pokonanego w czasie wyścigu. Przez 24 godziny auto zespołu Frikadelli Racing pokonało 162 okrażenia liczące po 25 km, czym poprawiło poprzedni rekord o trzy pętle.

Choć wyścigi 24h w Le Mans i Nordschleife to dwa różne światy, a i już na pierwszy rzut oka widać, jak wiele dzieli Ferrari 499P i 296 GT3, to wbrew pozorom te dwa zwycięstwa są ze sobą bardzo powiązane i potwierdzają, że każde z nich było czymś więcej niż przypadkiem.

Obydwa wymienione modele to w końcu zupełnie nowe konstrukcje, które były rozwijane równolegle przez ten sam zespół ludzi (co opisywałem przy okazji premiery 499P). Korzystają z tych samych rozwiązań, od kluczowych elementów, jak trzylitrowy silnik V6 z drogowego Ferrari 296 GTB, po ogólne koncepcje, jak ergonomia obsługi kokpitu przez zawodnika podczas wyścigu. Teraz założenia te przynoszą te same efekty w praktyce.

Nieuchronnie 296 GT3 wyrasta więc do jednego z faworytów zwycięstwa w klasie GT3 w 24h Le Mans w przyszłym roku. W tym roku klasa GT w tym francuskim klasyku była rozgrywana jeszcze według schodzących przepisów poprzedniej ery, co oznacza, że w barwach Ferrari wystartował tam stary, zaprezentowany w 2015 r. model 488 GTE.

Ferrari 296 GT3 będzie mogło tam zadebiutować w przyszłym roku wraz z innymi nowymi konstrukcjami, które razem stworzą odmienioną stawkę i rozpoczną kolejną, miejmy nadzieję, złotą erę w wyścigach, tym razem klasy GT. Sytuacja brzmi znajomo, więc – w co przed przeczytaniem tego tekstu mogło być trudne do wyobrażenia – przyszłoroczne 24h Le Mans dla Tifosi może być jeszcze lepsze niż ostatnie!

czytaj także

Samochody
Sklep
Kontakt
Menu