21 lipca 1987 roku Ferrari zaprezentowało model F40 – stworzone na 40-lecie marki, ostatnie auto, nad którym czuwał Enzo Ferrari. Inżynierska precyzja Nicola Materazziego oraz linia Pininfariny dały początek jednej z najbardziej bezkompromisowych konstrukcji w historii marki. Minimalistyczne wnętrze, wyścigowa technika i sylwetka, która na zawsze wpisała się jako motoryzacyjna ikona. F40 to esencja Ferrari – technologia, emocja, dziedzictwo.
Projekt ulepiony z pasji i włókna węglowego
F40 powstało, by uczcić 40-lecie istnienia marki. Ferrari nie miało zamiaru świętować rocznicy w cukierkowy czy nostalgiczny sposób. Zamiast tego zaserwowało światu coś, co wyglądało jak bolid F1 na drogowych tablicach rejestracyjnych. Kluczowym składnikiem było nadwozie z kevlaru, włókna węglowego i aluminium, które zapewniało nie tylko wytrzymałość, ale i absurdalnie niską masę własną – zaledwie 1100 kg.
Silnik, który ryczy jak bestia z piekła rodem
Pod maską, a raczej pod przezroczystą pokrywą niczym z terrarium, spoczywa 2.9-litrowe V8 biturbo, rozwijające 478 KM i 577 Nm momentu obrotowego. To silnik, który nie prosi o uwagę ani nie zachęca do jazdy – on ją wymusza. Pełny ciąg rozpoczyna się po 4 tys. obr./min, a potem samochód dosłownie katapultuje się w przyszłość, pozostawiając kierowcę z szeroko otwartymi oczami i dłonią ściskającą kierownicę jak relikwię.
Prędkość, która zszokowała świat
Ferrari F40 było pierwszym seryjnym samochodem, który przekroczył barierę 320 km/h (dokładnie 324 km/h). W latach 80., gdy przeciętny samochód rodzinny trząsł się przy 130 km/h, F40 rysowało nowe horyzonty. Przyspieszenie do setki? 4,1 sekundy – surowe, bez elektronicznych wspomagaczy, bez DSG, bez kontroli trakcji. To kierowca sprawował kontrolę. Albo Ty, albo ściana.
Wnętrze: asceza formy
F40 to szkoła surowego minimalizmu. W środku nie znajdziesz ani radia, ani dywaników, ani elektrycznych szyb (w standardzie były korbki!). Są za to kubełkowe fotele, czerwona Alcantara, spawy widoczne jak żyły atlety, i tablica wskaźników przypominająca kokpit myśliwca. Komfort? Nieistotny. Liczy się tylko doznanie.
Ikona kolekcjonerów i dusza purystów
Wyprodukowano 1315 egzemplarzy F40 – każdy z nich dziś to święty Graal. Ceny? Kosmiczne. Egzemplarze w perfekcyjnym stanie przekraczają dziś 3 miliony euro. Ale nie chodzi tylko o wartość materialną. F40 to ostatni samochód Ferrari, który powstał pod czujnym okiem samego Enzo. To jego list miłosny do motoryzacji – podpisany czarnym tuszem i czerwonym lakierem Rosso Corsa.
F40 dziś – relikt czy objawienie?
W epoce wszechobecnej elektroniki, aktywnego zawieszenia, trybów jazdy i ekranów dotykowych, F40 brzmi jak prehistoryczny dinozaur. Ale to właśnie jego brutalna prostota sprawia, że dziś bije na głowę wiele współczesnych supersamochodów. To wehikuł emocji, nie pikseli. Za kierownicą F40 nie siedzisz obok potęgi. Ty ją ujarzmiasz.