W lutym 2021 roku Ferrari podało informację, która zelektryfikowała fanów, ale i dała im poważną zagwozdkę. Legendarny zespół wraca do topowej klasy wyścigów długodystansowych! To zrodziło pytania: Czym? Dlaczego akurat teraz? I jakie ma szanse na zwycięstwo? Odpowiedzi na nie uzyskałem podczas premiery modelu na Finali Mondiali 2022.
Dziś być może już nawet kibice tego włoskiego zespołu nie pamiętają, że swego czasu Scuderia Ferrari była największą siłą w 24h Le Mans. Najsłynniejszy wyścig długodystansowy świata w klasyfikacji generalnej wygrała dziewięciokrotnie, co dziś daje jej tytuł trzeciego najbardziej utytułowanego producenta aut w historii pod tym względem.
Jest to mało pamiętany fakt, jako że ostatnie z tych zwycięstw miało miejsce w roku 1965 (i tak naprawdę zasługuje ono na oddzielny tekst – to była najdziwniejsza, do tej pory niejasna do końca wygrana Ferrari). Wtedy to Włosi wygrali z rodzącą się potęgą Amerykanów z Forda. Potem jeszcze kilkukrotnie byli blisko pokonania ich i Matry, ale nigdy nie powrócili na najwyższy stopień podium.
W końcu Enzo Ferrari doszedł do wniosku, że jego nadal stosunkowo niewielki zespół nie jest w stanie zachować wystarczającego poziomu konkurencyjności na wszystkich najważniejszych frontach wyścigowych na świecie i podjął decyzję o wycofaniu swojego zaangażowania z długich dystansów na rzecz skupienia się na Formule 1. To był 1973 rok.
W czerwcu 2023 r. – równo 50 lat od tamtego wyścigu i 100 lat od pierwszej edycji 24h Le Mans – Ferrari powróci do walki o główną nagrodę. Na linii startowej pojawią się dwa czerwone bolidy z nowej klasy Hypercar o numerach startowych 50 i 51, które odwołują się do tej rocznicy i liczby, która wyjątkowo często pojawiała się na wygrywających tu autach z Maranello.
Odwołań do historii sprzed pół wieku znajdzie się wiele więcej. Swoim malowaniem – a nawet nazwą – 499P nawiązuje do Ferrari 312 PB, czyli właśnie ostatniego modelu zespołu, który walczył o laur zwycięstwa w Le Mans. Nowa broń Włochów w 24-godzinnym klasyku będzie się wyróżniać w stawce podobną czerwienią poprzecinaną żółtymi pasami. Oznaczenie cyfrowe 499P z kolei zgodnie z tradycją marki wskazuje na pojemność skokową jednego cylindra wyrażoną w centymetrach sześciennych. Zostaje jeszcze literka P, wskazująca na prototyp (czyli nie jest to bazująca na modelu drogowym konstrukcja klasy GT).
Tak dokładniej to 499P przystąpi do rywalizacji w Długodystansowych Mistrzostwach Świata WEC (którego 24h Le Mans jest jedną z rund) w nowej klasie Hypercar, od niedawna następcę LMP1. Nowa formuła opracowana przez FIA wraz z francuską organizacją ACO oraz jej amerykańskim odpowiednikiem odpowiedzialnym za wyścigi długodystansowe po drugiej stronie Atlantyku IMSA okazała się strzałem w dziesiątkę.
Do bardzo ograniczonej w ostatnich latach stawki, która ograniczała się praktycznie tylko do Toyoty oraz malutkiego zespołu amerykańskiego miliardera (i znanego kolekcjonera Ferrari) Jima Glickenhausa, już w 2023 roku obok Ferrari dołączą takie sławy jak Peugeot, BMW i Cadillac, a w roku 2024 ich śladami pójdzie Lamborghini i Alpine.
Głównym powodem, dla którego topowa klasa 24h Le Mans tak odżyła, jest atrakcyjnie wyliczony koszt budowy samochodu zgodnego z nowym regulaminem. Konstrukcje typu LMH są już tańsze od LMP1, a do gry można się włączyć z jeszcze znacząco mniejszym budżetem, jeśli uczestnik zdecyduje się na udział samochodem typu LMDh.
Teoretycznie będzie miał on takie same szanse na wygraną, jako że organizatorzy wyścigu zamierzają je zrównać z pomocą przepisów Balance of performance. Tymczasem w tym przypadku korzysta się z gotowego podwozia przygotowanego przez jednego z czterech poddostawców i elektrycznej części hybrydowego układu napędowego. Z tej okazji skorzystało szereg nawet dużych marek pokroju Porsche, BMW i Lamborghini, ale Ferrari (podobnie jak Toyota i Peugeot) poszły drogą zbudowania samochodu całkowicie samodzielnie.
Antonello Coletta, dyrektor zajmującego się wyścigami samochodowymi działem Attività Sportive GT twierdzi, że to była dla Ferrari jedyna naturalna decyzja. – Jesteśmy producentem samochodów wyścigowych, więc do Le Mans możemy powrócić tylko z samochodem opracowanym w całości przez nas. To daje nam przewagę pełnej kontroli nad wszystkimi obszarami projektu auta oraz cenne doświadczenie, które zamierzamy wykorzystać przy rozwijaniu naszych kolejnych modeli drogowych. W przypadku Ferrari ten transfer technologiczny zawsze jest bardzo duży i ważny. To on był też jednym z głównych motywatorów dla naszego powrotu do czołowej klasy wyścigów długodystansowych – relacjonuje mi Coletta.
Naszą rozmowę prowadzimy w jednym z garażów na torze Enzo e Dino Ferrari w Imoli, który fanom powinien być znany jako arena wyścigów Formuły 1, a w ten jeden weekend naszego spotkania – dorocznego święta Ferrari o nazwie Finali Mondiali. Na wydarzeniu tym włoski zespół wyścigowy podsumowuje swoje dotychczasowe plany i przedstawia kolejne na następny rok. Było to więc idealne miejsce na przedstawienie 499P oraz kolejnej przyszłej gwiazdy wyścigów – modelu Ferrari 296 GT3.
Włosi prezentują mi ich reprezentanta w klasie Hypercar na tajnej prapremierze na kilka godzin przed światowym debiutem tego modelu. Podczas gdy po drugiej stronie drzwi po padoku przechadzają się nieświadomi fani, a na torze szaleje kilkadziesiąt sztuk wartych miliony sztuk modeli FXX, 599XX i FXX-K, ja próbuję wchłonąć jak najwięcej z następnej ikony wyścigów z Maranello.
Póki co stoi przede mną przykryta płachtą, co przenosi moją uwagę na wymiary tego auta. Moja pierwsza myśl – to kawał ogromnego auta! Zgodnie z obowiązującymi przepisami klasy, nadwozie musi mierzyć całe 5 m długości i 2 m szerokości, a rozstaw osi 3,15 m. To gabaryty godne siedmioosobowego SUV-a. 499P mierzy przy tym jednak około 1,1 m wysokości i waży 1030 kg.
Gdy płachta opada to samo dzieje się też z moją szczęką. To imponujący, absolutnie nieziemski bolid. W jego projektowaniu brał udział Flavio Manzoni wraz ze swoim działem designu drogowych modeli Ferrari. Nieprzypadkowa więc jest tu obecność motywów stylistycznych z ostatniego drogowego – nomen omen – hiperauta marki, czyli SP3 Daytona.
Z przepisów FIA dowiadujemy się kilku kolejnych, kluczowych parametrów 499P. Koła mają średnicę 28 cali, silnik waży 165 kg, elektryczna część napędu generuje 272 KM, a całość 680 KM. Moc ta przekazywana jest na wszystkie cztery koła od określonej w regulaminie prędkości (startuje z napędem na tył).
Więcej więcej informacji Ferrari oficjalnie nie podaje, ale mi udało się potwierdzić jeszcze kilka kluczowych faktów w rozmowie z Ferdinando Cannizzo, głównym inżynierem odpowiedzialnym za rozwój tego fascynującego modelu. Jego serce stanowi trzylitrowa jednostka V6 typoszeregu F163 z nowego modelu 296 GTB, ponieważ jej konfiguracja stanowi optymalny balans pomiędzy wydajnością, wytrzymałością i niewielkimi wymiarami zewnętrznymi.
Sam silnik nie różni się jakoś dramatycznie od tego, który znajdziemy w drogowym Ferrari. Podłączono jednak pod niego wyczynową, siedmiobiegową skrzynię sekwencyjną Xtrac oraz hybrydowy układ MGU-K (zbliżony, ale nie identyczny z tym z Ferrari F1-75 z Formuły 1).
Miałem szansę porozmawiać również z kierowcami testowymi zespołu, którzy od kilku miesięcy usilnie rozwijali 499P jeszcze w zamaskowanej formie na torach w różnych częściach świata. Nie chcą zdradzić za wiele, choć udaje mi się od nich dowiedzieć, że bolid ten prowadzi się nadspodziewanie łatwo, i jest… wygodny. W środku ma podobno dość dużo miejsca; komfort w tym zakresie jest ważny tak z perspektywy zachowania wydajności przez kolejne godziny jazdy, jak i wszechstronności pod kątem różnych kierowców.
W przyszłości 499P będzie udostępniane również prywatnym zespołom, choć start w przyszłorocznym 24h Le Mans zostanie ograniczony do zespołu fabrycznego. Skład kierowców nie został jeszcze potwierdzony. Można jednak przypuszczać, że będą oni pochodzili z programu wyścigów GT prowadzonego przez współpracujący już od wielu lat z Ferrari włoski zespół AF Corse. Maranello będzie korzystało z ich ogromnego doświadczenia w wyścigach długodystansowych, dlatego też w przyszłym sezonie będziemy kibicować zespołowi oficjalnie nazwanemu Ferrari AF Corse.
Pierwsza okazja do tego kibicowania i przekonania się jak radzi sobie 499P na tle konkurencji nastąpi już w połowie marca na pierwszej rundzie Mistrzostw WEC na 1000 miles of Sebring. Nowy bolid Ferrari zmierzy się z legendarnym 24h Le Mans w dniach 10-11 czerwca 2023 r.